środa, 7 listopada 2012

Gorący listopad - Kraków 1923


Historia Drugiej Rzeczypospolitej to obecnie jeden z bardziej zmitologizowanych, a paradoksalnie również mało znanych okresów z dziejów Polski. Obfituje w wydarzenia niemal całkowicie zapomniane, które pomimo że ciekawe, nie interesują ani czołowych historyków ani zajmujących się tematem publicystów. Dzieje się tak w wyniku mody na wybielanie "wolnej" Polski z lat 1918-1939 oraz tego, że liczne wydarzenia z dwudziestolecia burzą białą legendę II RP, będącą odwróceniem o 180 stopni dawnej peerelowskiej propagandy.
Jedno z wydarzeń skazanych niemal na zapomnienie ze względu na wymowie społeczną i polityczną są starcia między robotnikami a wojskiem i policją, które miały miejsce w listopadzie 1923 roku.



Kryzys ekonomiczny i polityczny

Początek lat 20 XX wieku w Polsce to czas nasilającego się kryzysu. Kraj był zniszczony zarówno przez Pierwszą Wojnę Światową jak i wojny graniczne, które pochłonęły ogromne, jak na polskie warunki, fundusze. Przemysł oraz kluczowe branże gospodarki zaczynały się dopiero podnosić ze zniszczeń. Dodatkowo dla polskich produktów zablokowany został rynek niemiecki i rosyjski.

W kraju szalała inflacja. Marka polska traciła na wartości tak szybko, że zaczęto wypłacać pensje już nie co tydzień, ale w postaci dniówek, za które dzień później i tak można było już kupić o wiele mniej towarów. Kurs dolara w ciągu czterech miesięcy podskoczył z 24 do 401 tys. marek polskich w związku z tym, że ci którzy byli w stanie starali się lokować oszczędności w walucie. W Październiku 1923 roku dolar kosztował już 2 miliony marek.
Taka sytuacja uderzała już nie tylko w robotników, ale także tak zwaną klasę średnią czyli pracowników sfery budżetowej – urzędników, nauczycieli, a nawet rzemieślników czy drobnych przedsiębiorców.

Spowodowało to zawirowania polityczne. Upadł rząd Władysława Sikorskiego, uważany za ponadpartyjny i popierany między innymi przez Polską Partię Socjalistyczną.

W kwietniu 1923 roku został podpisany Pakt w Lanckoronie. Jego sygnatariuszami były Związek Narodowo-Ludowy (endecja), Chrześcijańska Demokracja oraz PSL "Piast" z Wincentym Witosem na czele, czyli partia reprezentująca bogate chłopstwo oraz posiadaczy ziemskich. Celem paktu było utworzenie nowego rządu mającego walczyć z kryzysem, a w rzeczywistości również przeciwdziałanie lewicy, a zwłaszcza PPS. Nowe władze były też niechętne wobec obozu Józefa Piłsudskiego, zdecydowanego wroga endecji.
Na czele rządu stanął W. Witos. Zapowiedział on walkę z kryzysem, jednak głównym działaniem było pogarszanie warunków zatrudnienia w celu "pomocy przedsiębiorcom" i dodrukowywanie pieniędzy przez co jeszcze bardziej traciły na wartości. Rząd ciął koszty między innymi likwidując dodatkowe uprawnienia przysługujące pracownikom sfery budżetowej. Zrezygnowano między innymi z wypłacanej przez gabinet Sikorskiego zimowej zaliczki, którą pracownicy otrzymywali w październiku na zakup węgla do grzania domów czy zimowych ubrań. Dla wielu ludzi oznaczało to na przykład o wiele większe wydatki na węgiel, którego ze względu na inflację w normalnych warunkach nie mogliby kupować hurtowo, ponieważ ceny rosły w zastraszającym tempie, podobnie jak w przypadku innych produktów.

Od samego początku rząd był bardzo niepopularny. Atakowała go nie tylko lewica, czy piłsudczycy, ale także znaczna część obozu prawicowego, na przykład krakowscy konserwatyści. Centrowa Narodowa Partia Robotnicza mimo stanowiska liderów nie przystąpiła do koalicji, a zaczęła wręcz przechodzić na pozycje lewicowe, nawiązując kontakty z bardziej umiarkowanym skrzydłem PPSu.
Do rządu przyległo stosowane zarówno w satyrze, jak i prasie opozycyjnej określenie Chjenopiast.

Opór społeczny

Pogarszające się warunki zatrudnienia i wynagradzania nie pozostały bez wpływu na sytuację społeczną. Od roku 1921 rosła fala strajkowa, która swój szczyt osiągnęła w roku 1923. Miało wówczas miejsce ponad 1200 strajków, w których wzięło udział łącznie około 850 tysięcy osób (1). Liczba ta była tym znaczniejsza, że protesty odbywały się głównie w przemyśle, zatrudniającym po roku 1919 tylko część zatrudnionych przed Pierwszą Wojną Światową, oznacza to jedne z największych protestów w historii Polski. Dołączyła się do nich nie tylko klasyczna klasa robotnicza, ale także pocztowcy czy kolejarze. W wielu miejscach kraju, zwłaszcza w Zagłębiu, żywa była tradycja przejmowania zakładów pracy przez załogi, które po odzyskaniu niepodległości było organizowane głównie przez robotników należących do PPSu.

W roku 1923 głównym ośrodkiem strajkowym była Galicja. Wpływały na to dwa podstawowe czynniki. Po pierwsze zorganizowany ruch robotniczy i socjalistyczny, który w zaborze austro-węgierskim mógł działać legalnie lub pół legalnie, spotykając się z o wiele mniejszymi represjami. Pozwoliło to od razu po odzyskaniu przez Polskę niepodległości rozwinąć jego struktury, a przede wszystkim zakładowe organizacje związkowe. Po drugie to właśnie w Galicji strajk był najdotkliwszy. Przemysł w tej części Polski był najmniej zniszczony. Mógł także eksportować swoje produkty, gdyż nie doszło do zerwania kontaktów z zagranicą, jak to miało miejsce na przykład w Wielkopolsce, wcześniej produkującej na potrzeby Niemiec.

Początek lat 20 XX wieku to również eskalacja starć między prawicą a lewicą. Strajki i demonstracje robotnicze były atakowane przez bojówki związane z endecją. Stan taki trwał od roku 1921, kiedy przy wyborach prezydenta RP doszło do starć w Warszawie, podczas których bojowcy PPS odbili z rąk endeków posłów przetrzymywanych przez nich w celu uniemożliwienia wyboru Gabriela Narutowicza. Starcia nasiliły się również po zabójstwie Narutowicza przez zwolennika endecji. Ignacy Daszyński, przewodniczący Rady Naczelnej PPS, a także redaktor naczelny wychodzącego w Krakowie "Naprzodu", pisał wprost o faszystowskim zagrożeniu i groźbie końca demokratycznej Rzeczypospolitej.

Droga do starcia

Na początku listopada wybuchł kolejny strajk generalny, obejmujący między innymi kolej i powiązany z masowymi demonstracjami, głównie w Krakowie. Obawiając się, że wydarzenia mogą objąć cały kraj, rząd wydał ministrowi spraw wewnętrznych Władysławowi Kiernikowi nadzwyczajne pełnomocnictwa w celu likwidacji strajku. Wśród nich znalazła się militaryzacja kolei, czyli powołanie protestujących kolejarzy do wojska, a jeśli nie chcieliby stawiać się do pracy grożenie sądami doraźnymi, w których udział w strajku byłby traktowany jak dezercja. Rząd złamał tym samym 108 artykuł konstytucji marcowej z 1921 roku, pozwalający na swobodę strajków i organizowania się pracowników (2).

Pomimo tych represji kolejarze nie chcieli przerwać protestu. Wielu ukrywało się, a zmuszeni do pracy stosowali między innymi sabotaż. Doszło do nachodzenia biorących udział w strajku przez wojsko i siłą wywlekania z domów do pracy. Pocztowcom jeśli nie przystąpią do pracy wojewoda krakowski groził natychmiastowymi zwolnieniami. Zostało to jednak zignorowane, ponieważ realizacja tych gróźb na dłuższy czas zdezorganizowała by funkcjonowanie poczty, ze względu na brak wykwalifikowanych pracowników chętnych do zastąpienia zwolnionych.

3 listopada CKW PPS oraz Centralna Komisja Związków Zawodowych po posiedzeniu w Krakowie proklamowały natychmiastowe rozpoczęcie strajku generalnego we wszystkich branżach. Proklamacja otwarcie głosiła jego wprowadzenie przeciwko militaryzacji gospodarki, sądom doraźnym oraz w obronie Rzeczypospolitej Demokratycznej. Domagano się także zmian ekonomicznych. Na przykład wypłacania pracownikom państwowym poborów według wskaźnika cen z Krakowa, a nie warszawy oraz 200% zaliczki na zakupy zimowe, która była wypłacana przez wcześniejsze rządy.
Daszyński, Moraczewski i inni liderzy zdawali sobie sprawę, że w zaistniałej sytuacji protesty mogą wybuchnąć w sposób niekontrolowany ze względu na sytuację społeczno-ekonomiczną, a wówczas tym bardziej zdecydowanie zostaną stłumione przez wojsko i policję.

Na 5 listopada związki zawodowe zapowiedziały więc w centrum miasta. Odpowiedź wojewody Gałeckiego była natychmiastowa. Ogłosił on, że wszelkie zgromadzenia na wolnym powietrzu zostaną uznane za nielegalne. Generał Józef Czikiel, dowódca Okręgu Korpusu nr V w Krakowie rozkazał powiększenie sił wojskowych, które się w nim znajdowały. 5 listopada wojsko wyszło na ulice. Pojawiła się również kawaleria i samochody pancerne. Oddziały znajdowały się poza koszarami mając zniechęcić robotników do demonstrowania oraz służyć pomocą w rozpraszaniu zgromadzeń. Nie jest pewne czy była to po prostu próba zastraszenia ludności, czy też zabezpieczenie się przed zbrojnym powstaniem jakiego zapewne również obawiał się rząd.

Wbrew odezwie wojewody już od rana 5 listopada robotnicy zaczęli gromadzić się najpierw w Domu Robotniczym, będącym siedzibą związków zawodowych, a później gdy zabrakło w nim miejsca także na przyległych ulicach. Rozpoczął się więc na którym przemawiali posłowie PPS oraz liderzy związkowi Policja konna wedle rozkazów zaszarżowała na zgromadzonych bijąc ich szablami na płask. Została jednak odparta przez ochronę wiecu i samych robotników. Aż dwudziestu policjantów zostało rannych. Posłowie socjalistyczni przybyli na miejsce uspokajali zebranych. Ostrzegali także przed rozlewem krwi robotniczej oraz prowokacjami rządu i policji.

Pod dom robotniczy przybyły oddziały piechoty mające kolbami rozproszyć tłum. Składały się jednak z rezerwistów, którzy nie chcieli walczyć z robotnikami, a dowodzone były częściowo przez oficerów piłsudczyków, którzy nie chcieli bronić rządu. Wojsko tłumacząc się niemożnością wykonania zadania wycofało się więc, pozostawiając na miejscu tylko policję.
Do wieczora 5 listopada zgromadzenie przebiegało bez większych zakłóceń. Kilkakrotnie doszło do starć z policją, ale były one wygrywane przez robotników.

Robotnicy pod bronią

6 listopada pod Domem Robotniczym miał się odbyć kolejny więc związkowy.

Wojewoda podjął decyzję o niedopuszczeniu do tego, czyli zablokowaniu demonstrantom dostępu do siedziby związków zawodowych. Do miasta ściągnięto dodatkowe oddziały wojska i policji
Piechotę sprowadzono z Bochni, ponieważ po wydarzeniach z dnia wcześniejszego rząd nie ufał już oddziałom z Krakowa.

Rankiem 6 listopada robotnicy ruszyli spod swoich zakładów na więc, przełamując po drodze opór policji, łącząc się w jedna dużą demonstrację. Śpiewano "Międzynarodówkę" i "Czerwony Sztandar". W ten sposób pochód dotarł do kordonu policji zagradzającego dostęp do Domu Robotniczego.

Za policją rozstawione zostały dwie kompanie piechoty, mające przygotować się do walki. Żołnierze otrzymali rozkaz założenia na karabiny bagnetów, ale nie wszyscy go wykonali. Zapanował chaos, a kordon policji został wkrótce staranowany przez wóz konny z kapustą. Demonstranci otoczyli żołnierzy i części z nich odebrali karabiny. Ci nie strzelali, a gdy się wycofali zostali otoczeni przez gapiów wykrzykujących hasła na cześć wojska, Piłsudskiego oraz nawołujących żołnierzy aby nie strzelali i nie walczyli z robotnikami. Dowodzący akcją major przekonał oficerów aby wojsko nie podejmowało żadnych działań.

Zdezorganizowana policja została sama. Na plantach rozpoczęła chaotyczny ostrzał. Na linii ognia znaleźli się również gapie i żołnierze. Padł zabity pierwszy robotnik, a po chwili dwóch kolejnych. Żołnierze zostali rozbrojeni przez widzący te wydarzenia tłum, który zdobył co najmniej kilkadziesiąt karabinów. Oddziały policji zostały ostrzelane i rozproszone. Część zabarykadowała się w kamienicach. Na uwagę zasługuje jednak fakt, że o ile wśród funkcjonariuszy było wielu rannych, a część została wzięta do niewoli, żaden nie zginął.
W ten sposób rozpoczęła się regularna bitwa. W rękach robotników mogło znaleźć się nawet kilkaset karabinów, a należy pamiętać że wielu z nich było weteranami I wojny światowej, wiedzącymi jak posługiwać się bronią. Pojawiły się również spekulacje jakoby bardzo aktywny udział w walkach mieli brać członkowie organizacji piłsudczykowskich – Polskiej Organizacji Wojskowej i związku Strzeleckiego. Ma to podstawy o tyle, że w roku 1923 drogi PPS i Piłsudczyków do końca jeszcze się nie rozeszły. Sam początek starcia z 6 listopada nie wygląda jednak na akcję planowaną, ani posiadającą ze strony robotniczej jakieś nawet nieformalne dowództwo.

Nie znając jeszcze prawdopodobnie powagi sytuacji dowództwo okręgu wojskowego wysłało przeciwko strajkującym kawalerię, licząc, że widok ułanów ostudzi chęć do walki wśród robotników. Oba szwadrony jazdy, które ruszyły na demonstrantów wpadły jednak w pułapki. Bojowcy strzelali z okien. Na ułanów sypały się kamienie, a konie łamały nogi na specjalnie polanym wodą bruku. Padli pierwsi zabici i ranni wśród żołnierzy. Ci którzy spadali z koni i poddawali się byli przez robotników traktowani jako jeńcy. Rozbrajano ich i zamykano w bramach czy suterenach.
Robotnicy bardzo szybko przeszli do kontrataku prawdopodobnie opierając się na oddziałach milicji sformowanych z weteranów wojennych ruszyli do ataku na stare miasto. Tam zaczęli spychać z pozycji kolejne oddziały wojska, zdobywając między innymi karabiny maszynowe aby później ostrzeliwać z nich rynek.

Na plantach kolejne oddziały wpadały w pułapki, traciły rannych i zabitych Ranny został między innymi dowódca pułku ułanów. Również gapie byli wrodzy wobec ułanów. Rzucano w nich kamieniami oraz wygrażano. Grupy ludzi blokowały ulice.
Do walki ruszyły samochody pancerne, które zaczęły ostrzeliwać domy zajmowane przez bojowców. Atak okazał się jednak mało skuteczny. Bojowcom udało się zdobyć jeden z pojazdów, po tym jak jeden z członków załogi zginął, a pozostali zostali ranni.

Gdy tylko rozpoczęły się walki równocześnie posłowie socjalistyczni z Krakowa podjęli negocjacje z rządem w sprawie zakończenia starć. Spotkali się z wojewodą, a Poseł PPS Zygmunt Marek rozmawiał telefonicznie z ministrem Kiernikiem żądając wycofania wojska oraz policji z centrum miasta. CKW i RN PPS domagały się od rządu zaprzestania działań przeciwko robotnikom, a także militaryzacji kolei. Początkowo władze chciały zakończyć konflikt militarnie. Dopiero widząc, że grozi to być może nawet wojną domową, a kolejne oddziały wojskowe ponoszą klęski, Witos zgodził się na negocjacje, a ostatecznie uległ wobec żądań PPS. W zamian socjalistyczni politycy mieli wygasić starcia, a także rozbroić robotników.

Rejony miasta opanowane przez bojowców pozostały w ich rękach. Wyznaczono linię demarkacyjną, za którą nie mogły wkraczać oddziały wojska ani policji. Samo starcie de facto zakończyło się więc zwycięstwem militarnym uzbrojonych robotników. Siły rządowe nie osiągnęły żadnego ze stawianych im celów. W Domu Robotniczym zaczęto gromadzić broń i jeńców, a także organizować oddziały milicji mające pilnować opanowanych rejonów miasta. Zaczęły tworzyć się grupy bojowe dowodzone przez robotników mających doświadczenie wojskowe. Przywódcy PPS stwarzali pozory przygotowań do kontynuowania walki następnego dnia. Dom Robotniczy był umacniany. Pojawił się w nim także co najmniej jeden karabin maszynowy.

Według niektórych relacji w Domu Robotniczym pojawili się też umundurowani ludzie ze Związku Strzeleckiego i POW. Nie była to jednak najprawdopodobniej zaplanowana przez nich akcja.
Później władze starały się wykorzystać ten fakt przeciwko Piłsudskiemu, twierdząc, że major Kostek-Biernacki (późniejszy komendant obozu w Berezie Kartuskiej) miał opanować Kraków, a następnie ruszyć na Warszawę.

Skutki walk

7 listopada oddziały milicji robotniczej rozpoczęły oddawanie wojsku broni. Nad przebiegiem tej akcji czuwali obecni na miejscu posłowie PPSu. Zdobyczny samochód pancerny jeszcze 6 listopada wieczorem został odholowany do koszar. Posłowie zapewniali, że rozbrojenie milicji było konieczne, ponieważ rząd szykował plany zmasowanego ataku na Kraków, w tym ostrzelania miasta z artylerii. Wydaje się to jednak wątpliwe, ponieważ po pierwszych klęskach militarnych Witos i jego ministrowie od razu przystąpili do negocjacji.

Zniesiona została militaryzacja kolei oraz odwołana groźba sądów doraźnych wobec protestujących kolejarzy.

Straty obu stron okazały się niewielkie, jeśli wziąć pod uwagę intensywność walk. Wojsko straciło 14 zabitych i ponad 100 rannych. Rannych zostało także co najmniej 38 policjantów. Po drugiej stronie padło 15 robotników, a liczba rannych nie została dokładnie oszacowana. Zginęło także co najmniej 3 cywilów. Należy zauważyć, że straty wojska i policji mogły być znaczne, gdyby robotnicy nie brali jeńców. Co najmniej kilkudziesięciu żołnierzy oraz policjantów zostało rozbrojonych i dostało się do niewoli. Jak sami przyznawali zostali zamknięcie, ale bojowcy traktowali ich dobrze.

Wydarzenia krakowskie miały daleko idące skutki polityczne. Rząd Witosa, a zwłaszcza wchodzący w jego skład endecy oskarżali PPS o wysługiwanie się obcym żywiołom, w domyśle Rosji Radzieckiej i działanie na szkodę Polski. Część endeckiej propagandy udowadniała, że socjaliści zmanipulowali i wykorzystali robotników, którzy strzelali do żołnierzy. Prorządowe media prowadziły kampanię oczerniania działaczy robotniczych połączoną z propagowaniem kultu munduru, na który nie można w żadnym wypadku podnosić ręki. Z kolei opozycja, zarówno socjalistyczna, jak i lewicowa część ruchu ludowego skupiona w PSL Wyzwolenie, całkowitą winą za wydarzenia obarczały rząd i jego wcześniejszą niechęć do negocjowania z protestującymi.

Pomimo iż w PRLowskiej propagandzie eksponowano rolę komunistów w walce przeciwko rządowi Witosa, ich udział w wydarzeniach był w rzeczywistości minimalny. Komunistyczna Partia Robotnicza Polski nigdy nie przedstawiała sobą w Krakowie i okolicach większej siły. Próbowano to tłumaczyć aresztowaniami i prześladowaniami ze strony władz, wydaje się jednak, że kluczową rolę odgrywały znaczące wpływy socjalistów w ruchu robotniczym, nie pozwalające komunistom na rozwinięcie szerszych działań. KPRP zauważyła, że w toku wydarzeń krakowskich wojsko nie chciało strzelać do robotników, wystąpiła więc z odezwą do żołnierzy, aby nie atakowali protestujących.

W parlamencie posłowie PSL Wyzwolenie i lewicy domagali się natychmiastowej dymisji gabinetu Witosa. 16 listopada głosowano wniosek o wotum nieufności dla rządu. Wówczas zdołał się on jeszcze obronić. Jednak wkrótce potem 15 posłów PSL "Piast" wystąpiło z klubu, a następnie przeszło do PSL Wyzwolenie. Rząd Chjenopiasta utracił tym samym większość parlamentarną i 14 grudnia 1923 roku złożył dymisję. Ze stanowiska dowódcy okręgu wojskowego musiał także odejść generał Czikiel, którego prawica obwiniała za nieudolność, a opozycja oskarżała o sprowokowanie walk.

Miejsce rządu Witosa zajął gabinet Władysława Grabskiego popierany przez endecję, ale mniej kontrowersyjny. Wkrótce rozpoczął on reformy ekonomiczne. Zaczęła opadać również fala kryzysowa, przez co nastroje społeczne uspokoiły się. PPS nie udało się przejąć władzy, ale odbudowała swoje zaplecze i pozostała jedną z głównych sił opozycji.

Poprawie zaczęły ulegać także warunki pracy, a reformy finansów przyczyniły się do zahamowania hiperinflacji, dzięki czemu zniknął problem szybko tracących wartość wynagrodzeń.

Próba generalna przed zamachem majowym?


Wydarzenia krakowskie, nieco na wyrost nazywane w stalinowskiej propagandzie "powstaniem", przez część historyków są interpretowane jako próba generalna przed zamachem majowym z 1926 roku. Niewątpliwie część aktorów obu wydarzeń pozostaje ta sama – obóz Piłsudczyków i Witos wspierany przez endecję. Jednakże rok 1923 od 1926 oddziela przepaść. W roku 1926 do walki z obu stron stanęło wojsko. Rola lewicy zmalała i milicja PPS w czasie zamachu majowego pełniła już jedynie funkcję pomocniczą. W pewnym sensie skutkiem wydarzeń krakowskich było zachowanie kolejarzy, którzy proklamowali strajk generalny i nie pozwolili dowieźć do Warszawy wojsk rządowych, twierdząc, że wolą Piłsudskiego od Witosa, który ma na rękach krew robotników.

Czy starcia z roku 1923 mogły doprowadzić do wojny domowej? Było to bardzo prawdopodobne, ale wówczas obóz Piłsudskiego w o wiele większym stopniu musiałby się liczyć z siłami lewicowymi, a przede wszystkim PPS.

Wydaje się, że posłowie socjalistyczni przestraszyli się, że sytuacja bardzo łatwo może wymknąć się z ich rąk i być może przeoczyli korzystny moment do rozszerzenia walk społecznych, okupacji zakładów i zbrojnej konfrontacji z rządzącą prawicą.

Dziś wydarzenia krakowskie są niemal zapomniane. Ich ofiarom nie wystawiono pomników, a wspominające o nich publikacje historyczne są nieliczne. Witos jest kreowany na bohatera ruchu ludowego, męża stanu i bohatera PSL. Rysy na jego życiorysie są skrzętnie ukrywane i przemilczane.

Wydarzenia Krakowskie pozostają jedną z ciemnych kart historii Drugiej RP, która w większości publikacji jest dziś przedstawiana w wyidealizowanych jasnych barwach. Tym bardziej warto pamiętać, że władze "wolnej" polski także nakazywały otwieranie ognia do demonstrantów, krwawe represje wobec opozycji, a starcia roku 1923 to tylko jeden z niechlubnych epizodów dwudziestolecia międzywojennego.

Przypisy:
1. "Gospodarka drugiej rzeczpospolitej", Zbigniew Landau.
2. W literaturze dotyczącej tematu, pochodzącej z czasów PRL nigdzie nie wytłumaczono, z wiadomych względów, o co chodziło we wspomnianym artykule konstytucji. W niektórych publikacjach w ogóle pomijano ten fakt.

Bibliografia:
"Rok 1923 w Krakowie", red. J. Buszko, Kraków 1978
"Prace Historyczne", zeszyt 49.
"Powstanie Krakowskie 1923 roku", red. J. Buszko, Kraków 1973
Felicja Kalicka "Powstanie Krakowskie 1923 roku", Warszawa 1953 (uwaga publikacja zawierająca stalinowską propagandę)
Tomasz Marszałkowski, "Zamieszki, ekscesy i demonstracje w Krakowie 1918-1939", Kraków 2006.

Piotr Ciszewski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz